Planując wrześniowy urlop Tuluza wcale nie była moim pierwszym wyborem – z Bordeaux planowałam jechać do hiszpańskiego Kraju Basków. Nie znalazłam jednak odpowiedniego połączenia – teraz mogę stwierdzić, że nad planowaniem tej wyprawy coś czuwało, bo Tuluza okazała się miastem pięknym, relaksującym, i mającym bardzo dużo do zaoferowania.
Zatrzymałam się w hostelu La Petite Auberge de Saint-Sernin, który jest bardzo dobrze zlokalizowany, choć nieco na skraju turystycznej części miasta. Liczyłam na spotkanie tam – jak to w hostelach bywa – podróżników, którzy podzieliliby się swoimi rekomendacjami w mieście, jednak bardzo się zawiodłam! Hostel był w dużej mierze zamieszkany przez… studentów, którzy nie mogli znaleźć zakwaterowania w mieście. Tuluza jest trzecim co do wielkości ośrodkiem studenckim we Francji, dlatego nie dziwi mnie ta ilość studentów, jednak to, że tak ciężko jest znaleźć stancję… Południowo – zachodnia Francja chyba na dłużej pozostanie w mojej głowie jako część kraju, w której mieszkańcy mają różnego rodzaju problemy mieszkaniowe.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po przyjeździe to fakt, że miasto wygląda zupełnie inaczej niż Bordeux. Nie ma tu ani śladu przybrudzonego wapienia – za to większość budynków zbudowanych jest z różowo-pomarańczowej cegły. Przywiodło to wspomnienia starego Londynu, zwłaszcza wieczorami – czułam się nieco jak w brytyjskich kryminałach!
Pierwszą atrakcją, jaką zwiedziłam w Tuluzie, była bazylika Saint-Sernin. Jej hiatoria sięga IV w.! Sam kościół z zewnątrz pasuje idealnie do architektury miasta, natomiast wnętrze robi bardzo surowe wrażenie. W środku można odwiedzić kryptę ze szczątkami św. Saturnina oraz innych świętych.
Z bazyliki Saint-Sernin dzieli nas zaledwie kilka minut spacerem do serca Tuluzy – Place du Capitole. W tym miejscu znajdziemy masę przyjemnych restauracji, a także te bardziej ekskluzywne hotele. Największe zainteresowanie przykuwa Theatre du Capitole – budynek z czerwonej cegły, który nie sposób pominąć.
Idąc dalej, możemy obrać kilka różnych kierunków – na początek polecam spacer nad Garonną, zahaczając przy okazji o kościół Jakobinów. To miejsce znane jest przede wszystkim z pięknego ogrodu, znajdującego się wewnątrz. Niech Was nie zmyli opis – ogród tak naprawdę jest malutki, ale bardzo uroczy, i można tam spokojnie odetchnąć od zgiełku Tuluzy.
Idąc dalej, dochodzimy do mostu Św. Piotra, gdzie możemy przedostać się na lewy brzeg Garonny. To właśnie tam znajduje się jedyny punkt widokowy w Tuluzie – aż ciężko uwierzyć, że wieże tych wszystkich kościołów i bazylik są niedostępne dla zwiedzających! Jeśli wierzyć recepcji hostelu, to kościół St-Nicolas czasem wpuszcza turystów na swoją wieżę. Niestety, ja nie miałam tyle szczęścia, bo kościół był zamknięty kiedy tam dotarłam. Podobno można też wejść na dach galerii Lafayette w Tuluzie, gdzie stworzono taras widokowy, ten jednak był podczas moich odwiedzin w renowacji.
Na prawą stronę Garonny możemy przejść mostem Pont Neuf, aby zobaczyć znajdujący się tuż obok Hôtel d’Assézat – XVI – wieczną perełkę renesansu, gdzie obecnie znajduje się jedna z ciekawszych galerii sztuki w mieście. Budynek prezentuje się bardziej niż ciekawie!
W pobliżu znajduję się też kościół Notre-Dame de la Dalbade, przy której spotkałam tak rzadkie w tym regionie domy z muru pruskiego!
Idąc dalej na południe, dotrzemy do rekreacyjnego regionu, czyli parków miejskich. W słoneczny dzień można spędzić tam trochę czasu czytając książki czy po prostu relaksując się na słońcu.
W pobliżu ogrodów miejskich znajduje się także katedra St-Etienne, potężny budynek, imponujący nie tylko z zewnątrz, ale też swoim wnętrzem. Nie jest tak surowa, jak bazylika Saint-Sernin, robi dużo bardziej przytulne wrażenie, dlatego wato wejść na chwilę do środka.
Gdzie zjeść w Tuluzie?
Gastronomiczna mapa Tuluzy jest bardzo bogata, i nawet nie szukając miejsca na kolację czy śniadanie, bez problemu nzjadziecie coś miłego, jednak mogę zdecydowanie polecić Wam dwa miejsca:
- The Coffee Pot – bardzo fajne miejsce na śniadanie, dosłownie kilka kroków od hostelu. Z obsługą mówiącą po angielsku, co we Francji wcale nie jest takie oczywiste!
- Le Sherpa – malutka restauracyjka znajdująca się między bazyliką Saint-Sernin a Place du Capitole. Rewelacyjne naleśniki, w zupełnie niefrancuskich cenach 🙂
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do odwiedzenia miasta! Wiele przydatnych informacji o zwiedzaniu miasta możecie znaleźć na blogu Poszli -pojechali. W następnym wpisie powiem co nieco o największej atrakcji Tuluzy – centrum Airbusa. Już za kilka dni 🙂
Jak Wam się podobało?
4 myśli w temacie “Tuluza – cztery dni w różowym mieście”